Cudowna maść?…

31 marca, 2017

Maść z żywicy

Udało się, mamy maść z żywicy 🙂

 

Skąd wziął się pomysł? Do poszukiwań cudownej maści z żywicy skłonił mnie przeczytany poniższy artykuł.

” „Przybyłem tutaj w ramach “wielkiego poszukiwania” przepisu na pewną maść na oparzenia, rzekomo pochodzącą z obszaru Bieszczad. Żeby było sprawnie muszę się podzielić krótką historią, aby wyjaśnić dlaczego szukam tej receptury i czym właściwie ona jest. Proszę więc o wyrozumiałość, jeżeli uznacie Państwo tekst za długim. Ale naprawdę będę wdzięczny za zainteresowanie i wszelką pomoc! W latach 70 moje dziecko poparzyło się straszliwie na wyjeździe z żoną – wrzątek wylany na gołe nogi. Żona sprawę pokpiła i wysmarowała dzieciaka… masłem!!! Po dobie męczarni zawiozła go do szpitala, a tam lekarze zdzierali z chłopaka spaloną skórę. No nic, do sedna – chłopak wylądował u mnie po 2 dobach od poparzenia w opłakanym stanie. Zaczęło się latanie po aptekach aby zdobyć środki przeciwoparzeniowe. Lata 70 = kartki, gigantyczne kolejki. Gdy leciałem z charakterystycznymi butlami specyfików z apteki do domu w drodze zatrzymała mnie jakaś kobieta stojąca w ogonku.

“Ma pan poparzonego w domu” – stwierdziła patrząc na medykamenty. Potwierdziłem. Kobieta ta poradziła mi udać się do pewnej kucharki z dworca (wiekowej już kobiety), która rzekomo potrafi sporządzać genialną maść na oparzenia.

Na początku sprawę zignorowałem, ale gdy lekarze w szpitalu powiedzieli, że jeżeli stan syna się nie poprawi szybko, to czeka go przeszczep skóry!

Zdesperowany poleciałem na wskazany przez napotkaną kobietę adres. Rzeczywiście zastałem kucharkę, która poleciła mi przynieść sobie duże ilości:

– oleju

– świeżego wosku pszczelego (prosto z ula, nieoczyszczonego – pamiętam jak mówiła, że ma być nawet z martwymi pszczołami)

– smalcu

– żywicy świerkowej

Niestety nie pamiętam dokładnie ILE tego zdobyć miałem, ale ilości były spore – samej żywicy przyniosłem pełną papierową torbę (tzw. tytkę).

Zaniosłem jej składniki a dwa dni później odebrałem 3 musztardówki wypełnione tłustą maścią, pięknie pachnącą miodowo-leśnie.

Wysmarowałem nogi syna maścią dzień przed wizytą w szpitalu w celu przeszczepu. Następnego dnia lekarz orzekł, że rany się pięknie goją i nie ma sensu robić nic.

Syn, którego skóra była tak spalona, że żywcem ją zrywano ma dziś 32 lata i ANI ŚLADU poparzeń.

W domu został nam 1 słoiczek maści. Błyskawicznie goi wszystkie oparzenia, jest naprawdę cudowna.

Słoiczek stał się niestety w połowie pusty i… nagle człowiek się przestraszył, że jej kiedyś zabraknie. Udałem się więc na adres kobiety, która sporządziła maść. Niestety, okazało się, że już nie żyje.

Dlatego wyruszyłem w Internet aby poszukać przepisu na tą maść!

Czy ktokolwiek o niej słyszał? Cokolwiek o niej wie?

W Internecie znalazłem tylko jeden podobny przepis:

“Maść regenerująca:

Składniki: sadło wieprzowe (nie mylić z słoniną), wosk pszczeli świeży (do 1 roku od daty zebrania z ula), żywica sosnowa (nawet do 3 lat od sezonu pozyskania).

Sposób wykonania: oddzielić błonki od sadła i stopić je powoli w garnku emaliowanym. Do roztopionego sadła dodać żywicy i poczekać aż wymieszają sie ze sobą. Wybrać z dna okruszki kory pozostałe z żywicy. Nastepnie dodać wosk (w postaci wiórków aby szybciej stopniał). Nastepnie rozlac do małych pojemników szklanych np słoiczków po miodzie. Wszystkch składników ma byc po równo miarą wagi. Nie używać narzedzi metalowych – tylko ceramiczne lub drewniane.”

Brzmi bardzo podobnie, ale nie identycznie:

– sadło wieprzowe / smalec

– żywica sosnowa / żywica świerkowa

– brak oleju

O ile brak oleju mogę wytłumaczyć prozaicznie – stara kobieta mogła go po prostu normalnie potrzebować. Jak mówiłem, wszystko działo się w latach 70-tych przecież.

Na potwierdzenie tego zdaje się przemawiać fakt, że ilość składników, które dostarczyłem, przekraczała co najmniej 3-4 krotnie ilość otrzymanej maści.

Serdecznie proszę o jakąkolwiek pomoc.

Czy ktoś coś wie o tej maści? Z jakich składników ją przyrządzać? W jakich proporcjach? Jak?”  http://forum.gazeta.pl/forum/w,15954,57073065,57073065,Cudowna_masc_na_oparzenia_bieszczadzka_.html 

W taki o to sposób zainteresowaliśmy się tematem maści z żywicy.

Świerków u nas jest niewiele, (a już bardzo trudno znaleźć chore drzewo, na którym jest żywica), więc spróbowaliśmy zrobić maść z żywicy sosnowej. Trochę kilometrów trzeba zrobić aby znaleźć żywicę na drzewie. A nic to w porównaniu z satysfakcją z własnoręcznie wykonanej maści J Wypróbowałam ją dotychczas na rany, które sobie zafundowałam na piętach, nosząc nie rozchodzone buty daleko poza domem. Gdzie nie było możliwości nałożyć innych, skarpety były mokre od krwi. Smarowałam rany maścią i nakładałam „nieszczęsne” buty z powrotem. Chodzenia było sporo. I co się zadziało? Rany się goiły! Byłam w szoku. Pomimo nakładania tych samych butów i chodzenia!

W sieci znalazłam informacje na co może pomóc maść z żywicy?

  • na bóle mięśni, stawów, kolan
  • na zakwasy
  • na stany zapalne ścięgien i więzadeł
  • na siniaki i uderzenia, uszkodzenia skóry
  • pomaga przy wrastających paznokciach, nagniotkach
  • a także na grzybicę, brodawki, kurzajki, opryszczkę

 

Nie wypróbowaliśmy na sobie, więc informacje przekazuję tylko poglądowo. Ale może warto spróbować. Sporządzenie takiej maści nie wymaga wielkich nakładów finansowych, ani dużych wydatków, najwięcej czasu zajmuje znalezienie żywicy. Ale zawsze można ten czas na szukanie żywicy wykorzystać jako rekreacyjny spacer po lesie.

Przepis znalazłam w Internecie na maść z żywicy świerkowej z wykorzystaniem trzech składników w równych proporcjach (żywica świerkowa, smalec, wosk pszczeli).

Sugerując się użyciem oleju w przepisie poszukiwacza przepisu na maść, trochę zmodyfikowałam jej skład.

My użyliśmy:

– około 150 gram żywicy sosnowej (takie były nasze zbiory),

– 30 gram wosku pszczelego

– około 150 gramów tłuszczu z gęsi

– około 50 gram oleju kokosowego

Składniki wrzuciliśmy do emaliowanego garnka i gotowaliśmy na bardzo małym ogniu (ok. 5-10 minut), aż do rozpuszczenia się żywicy. Używaliśmy do mieszania drewnianej łopatki. Następnie przecedziliśmy przez czystą gazę. Po wystudzeniu (ale trzeba pamiętać, by nie zastygła) przelaliśmy maść do pojemniczków. Jeszcze tylko odpowiednie naklejki. I maść gotowa!

 

http://ulicaekologiczna.pl/umysl-i-cialo/masc-z-zywicy-dar-od-naszych-przodkow

8 komentarzy

  • jhaca 4 kwietnia, 2017jako5:40 am

    Ave
    z zainteresowaniem przeczytałem artykuł, co prawda nigdy tego typu maści nie stosowałem, gdyż nie chciało by mi się jej po prostu robić (tak już mam to się nazywa fachowo lenistwo), za to wypróbowałem na sobie inny sposób głównie na rany. Bywało że w okresie przedwiośnia, czy zimy tworzyły mi się na wardze zajady pewnie jakieś zakażenie drożdżakami, grzybami, albo czymś równie wytwornym, pękające wargi i nawet poważne rany po urazach po prostu na noc smarowałem miodem (dowolnym jaki akurat miałem pod ręką), a że miodu zawsze jest u mnie dostatek nie trzeba było się nawet daleko wybierać. Po nocy rany w 90 % znikały. Myślę, że w tej maści głównym składnikiem gojącym rany jest miód. Ten złoty eliksir ma największe właściwości przeciwutleniające, które wraz z działaniem antybiotycznym oraz regeneracyjnym w stosunku do tkanek wykorzystywane są w leczeniu wielu ran od wielu tysięcy lat. Dodatkowo bogaty skład miodu wpływa na funkcjonowanie organizmu, usprawniając jego procesy fizjologiczne, psychiczne, zdolności umysłowe, uodparniające i bakteriobójcze, a niektórzy twierdzą, że również seksualne???. Oczywiście jest klejący i smarowanie bezpośrednio na rany dla niektórych może wydawać się mało komfortowe, w najgorszym przypadku pozostaje zjedzenie. Osobiście coraz bardziej skłaniam się ku apiterapii
    pozdrawiam i wracam do kanapki z miodem
    życzę smacznego

  • jhaca 4 kwietnia, 2017jako5:45 am

    Ave
    to znowu ja.
    Jeszcze jedno w niedziele będąc na treningu przed półmaratonem, w lesie w okolicach Demptowa podczas biegania widziałem przewróconą jodłę (najprawdopodobniej wiatrołom) ze sporą ilością wyciekającej żywicy. Myślę że taka jodlana mogła by być równie dobra co świerkowa. W końcu drzewa spokrewnione
    pozdrawiam

  • WisznutheBest 19 kwietnia, 2021jako2:18 pm

    Dostałem taką maść od koleżanki (zrobił jej ojciec z tego co mówiła to z żywicy sosnowej, kitu pszczelego i oliwy z oliwek). Zastosowałem na krwawienie z nosa (od kilku miesięcy praktycznie dzień w dzień krwawiło mi z jednej dziurki, smarowałem to Emofixem i tamowałem w ten sposób na ok. dobę, a że ćwiczyłem co wieczór pompki więc na drugi dzień znów zaczynało zazwyczaj krwawić). Po posmarowaniu tym specyfikiem krwawienie i ustało na ok. 8 dni. Potem pojawiło się delikatne i wtedy posmarowałem drugi raz i od trzech tygodni mam całkowity spokój z krwawieniami. Polecam zatem w pełni. 19.04.2021 r.

  • Aga 14 marca, 2022jako1:04 pm

    Czytam z niesamowitym zaciekawieniem historię o przepisie z żywicą i miodem i nasuwa mi się refleksja, że nikt nie spisuje takich rzeczy, a przecież stare dawne sposoby były tak cenne i nikt, albo bardzo mała garstka ludzi spisywała takie rzeczy. Bardzo szkoda.. Dla nas żyjących w tak zchemizowanym już teraz świecie bardzo często mógłby byś to jedyny ratunek. Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz, bo może ta pani, która robiła te maści miała jakąś rodzinę, lub przyjaciół z którumi się dzieliła takimi wiadomościami i mądrościami, może ktoś coś w okolicy wie. Też będę czekała na dalsze wpisy i informacje.

  • ToJa 26 marca, 2022jako8:14 pm

    Witam. Mój śp. dziadek robił taką maść. U mnie w domu nazywano ją ” maścią smołową”. Dokładnych proporcji nie znam, dziadek robił ją na tzw. oko, raczej nie miało to zbytnio dużego znaczenia ponieważ maść różniła się w sumie tylko konsystencją. Do przyrządzenia maści używał żywicy świerkowej, wosku pszczelego, masła i denaturatu. Pamiętam jak puszkę po konserwie lub ananasach czy brzoskwiniach kładł na blasze pieca kuchennego, pierwsze rozpuszczał w niej żywicę, dokładał później wosk, masło i denaturat. Podgrzewał tak aby się nie zagotowało do czasu aż wszystkie składniki się dobrze rozpuściły i połączyły ze sobą. Pamiętam że dosyć długo to trwało a cała kuchnia pachniała żywicą. Prawdopodobnie jakoś to później cedził aby nie było w maści paprochów. Tak przygotowaną maść rozlewał do małych pojemników. Po wystudzeniu maść miała kolor ciemno żółty prześwitujący, coś jakby smar “towot” tylko gęstszy i klejący oczywiście o zapachu żywicy. Dla ciekawostki dziadek już nie żyje ponad 20 lat a maść nadal mam w domu straciła zapach i na górze pojemnika zrobił się lekki brązowawy nalot po zmieszaniu palcem konsystencja nie uległa zmianie. Ja osobiście nie do końca wierzyłem w właściwości maści do pewnego zdarzenia. Pewnego razu wbiłem sobie bardzo głęboko (prostopadle) drzazgę w palec, której nie można było wyciągnąć w całości, mama posmarowała mi to miejsce maścią przykleiła plaster i kazała iść spać. Rano odkleiłem plaster i drzazga wyszła była na części opatrunkowej plastra. U mnie w domu maść stosowano na: trudno gojące się rany, owrzodzenia, jakieś ropiejące zmiany skórne, wrastanie paznokci czy właśnie drzazgi. Babcia leczyła nią udo gdy krowa ją rogiem poważnie poszarpała. Mama opowiedziała mi historię jak w latach 80-tych przyjeżdżała do naszej miejscowości pani z dziećmi na wakacje i smarowała stopę syna tą maścią po tym jak wbił sobie w nią złamany drewniany kulig na którym była wiązana krowa. Co dziennie zmieniała opatrunki aż wszystkie drzazgi z nogi wyszły.

  • Termit 14 września, 2023jako4:32 pm

    Cos w tym jest, Wosk pszczeli zasadniczo zakleja pory i blokuje dostęp wchłaniania w głębsze partie skory. Zamiast wosku zastosował bym kit pszczeli Jakies sugestie mile widziane bo sam testuje podobny preparat Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.